Obudziłem się w sobotnie popołudnie, co
jest luksusem z 3 letnią córką jak Libby w sobotę. Można by pomyśleć, że byłaby
podobna jak w dni powszednie; jakkolwiek nie o to chodzi. Z myślą zrobienia
czegoś co lubi, ona jest energiczna jak zawsze. Więc budząc się znacznie
później, z własnej woli, a nie przez małe dziecko wskakujące na mnie, jest
miłym zaskoczeniem.
Wolno wlokłem się do kuchni, włączając
gwałtownie czajnik, by zrobić kawę, która mnie ożywi. Podczas gdy woda się
gotowała, przeszukiwałem pudło w salonie za moim Ipod’em, stwierdzając, ze już
czas zrobić porządki.
Przed posiadaniem Libby, nie byłem
najczystszą osobą. Moja sypialnia przypominała trochę śmietnik, ale jakoś nie
bardzo mnie to obchodziło. Jednak teraz, chciałabym powiedzieć, że całkiem
lubię zajmować się domem (całkiem jest tu słowem rzucającym się w oczy, nie
bardzo)
Po znalezieniu swojego Ipod’a podłączyłem
go do odtwarzacza gotowego do rozbrzmienia niektórych z moich ulubionych
kawałków. Wróciłem do kuchni, nalałem wody do kubka i wsypałem granulowaną
kawę, uważający by nic nie rozlać. Usiadłem na dziesięć minut, pijąc kawę, przed
włączeniem muzyki jako zabranie się do roboty nad sprzątaniem.
Po kilku godzinach, osunąłem się na kanapę,
po wysprzątaniu całego domu. Kątem oka zauważyłem czerwone migające światełko
na telefonie domowym oznaczające pozostawioną wiadomość na automatycznej
sekretarce. Podchodząc ze znużeniem wcisnąłem przycisk odtwarzający.
„CZEŚĆ HARRY! Dziś masz randkę! Więc ja i
Sophie przyjdziemy cię wystylizować.. łapiesz? Wystylizować! Jestem zbyt
śmieszna.. więc będziemy koło 5:30.. więc do zobaczenia kochany!” Głos Justine
zaskrzeczał przeraźliwie przez mój głośnik.
O cholera! Zupełnie zapomniałem o swojej
„randce”! Sprawdziłem zegarek, widząc, że dochodzi 5:15.
Miałem kwadrans do
przyjścia Sopie i Justine więc postanowiłem się położyć. Może mała drzemka…
~BANG BANG BANG~
Słysząc powtarzające się pukanie do drzwi,
obudziłem się w lekkim szoku.
„Harry przysięgam na Boga, jeśli nie
otworzysz tych drzwi w ciągu 5 sekund, skopie ci jaja tak mocno, że już nigdy
nie będziesz mógł mieć dzieci!” Ktoś krzyknął.
Leniwie podszedłem do drzwi, sen miał
jeszcze nade mną władzę, otworzyłem je, Sophie i Justine wleciały do mojego
mieszkania.
„Harry stałyśmy tam pół godziny, czekając
aż otworzysz nam drzwi. Co ty do diabła robiłeś? Teraz mamy tylko 15 minut,
żeby cię przygotować.” Powiedziała Sophie krzątając się na górze. Justine
chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie do mojego pokoju.
Następne 15 minut spędziliśmy pędząc wokół
siebie, próbując znaleźć mi odpowiedni strój na dzisiejszy wieczór. Wczoraj
wieczorem zarezerwowałem stolik we włoskiej restauracji, przypominając sobie,
że Ava uwielbia makaron, która nie była zbyt elegancka, ale też nie uboga.
Pospiesznie udałem się do swojego samochodu
po tym jak podziękowałem dziewczynom za pomoc i pojechałem do mieszkania Avy.
Jak tylko doszedłem do niego, sprawdziłem zegarek stwierdzając, że ledwo
zdążyłem na czas, wysiadłem z samochodu i go zamknąłem. Podszedłem do
frontowych drzwi, zapukałem trzy razy. Miałem na sobie jasno szare spodnie,
białą koszulę i błyszczącą niebieską marynarkę; podobno to najprostsza droga do
bardziej eleganckiego wyglądu? Nie wiem, to prawda? Usłyszałem dźwięk otwieranych
drzwi więc spojrzałem przed siebie.
Stała tam w małej czarnej sukience,
zmarszczonej na środku, plisowanej do połowy uda. Ubrała czarne koronkowe rajstopy
i jej ukochane białe martensy*. Włosy miała lekko pofalowane, makijaż składał
się z smoky eye* (ale nie był za mocny). Wyglądała wspaniale.
„Cześć Harry..” powiedziała, wybijając mnie
z transu.
Chrząknąłem, starając się ukryć moment mojego
oszołomienia.
„Cześć, wglądasz fantastycznie Ava.”
Zarumieniła się, spuszczając wzrok, tak że
jej włosy zakrywały jej twarz, mrucząc cicho dziękuję.
„Powinniśmy już iść? Stolik jest
zarezerwowany do za piętnaście” zapytałem.
„Tak, pozwól tylko, że wezmę swoją torebkę.”
Powiedziała. Ava chwyciła torebkę i wyszła na zewnątrz. Otworzyłem przed nią
drzwi, zachowując się jak dżentelmen, którym jestem, pozwoliłem wsiąść do
samochodu nim zamknąłem drzwi i udałem się na drugą stronę, miejsce kierowcy.
Odpaliłem silnik, uruchamiając radio na jakiś cichy szmer. Jazda samochodem
byłą pełna bezmyślnej paplaniny, aż dotarliśmy do urokliwej restauracji.
Prowadziłem Avery do budynku trzymając rękę
na dolnej części jej pleców, ciepło i zapach jedzenia uderzyły mnie, wywołując
burczenie w moim żołądku natychmiast.
„Stolik dla dwóch osób, na nazwisko Styles”
uśmiechnąłem się z wdzięcznością do kelnera. Zaprowadził nas do stolika po
stronie restauracji, mimo to był umieszczony w dyskretnym miejscu. Podał nam
menu gdy usiedliśmy.
„Może podać coś do picia?”
„Chcesz się napić wina?”
„..Umm.. byłoby w porządku jeśli zamówię
tylko lemoniadę? Muszę jutro wcześnie wstać.”
„Oh.. pewnie. Nie masz nic przeciwko jeśli
ja wezmę sobie piwo?” Upewniając się, nie chcąc by czuła się nieswojo.
„Nie, bierz śmiało” zapewniła mnie.
Po dostaniu napojów decydowaliśmy się na
nasze posiłki. Ja wybrałem klasycznie pizze pepperoni, natomiast Ava penne
bolognese.
„Przepraszam, że nie jestem zbyt ryzykowna
dziś wieczorem z moją lemoniadą i bolognese.” Zachichotała nerwowo.
„W porządku, naprawdę, musisz jutro iść do
swojej cioci, w Norwich prawda?”
„Niestety” zaśmiała się.
Rozmawialiśmy z ożywieniem dopóki nie
przynieśli nam jedzenia, zaczęliśmy jeść.
„To jest niesamowite. O mój Boże nigdy nie
jadłam tak dobrego makaronu!” Ava aż się rozpływała.
„Wiem. Przychodzę tu zawsze na rodzinne
obiady, moja mama uwielbia to miejsce.”
W pewnym momencie wieczoru śmiałem się tak
bardzo, że prawie zakrztusiłem się swoim drinkiem. Wcale nie było niezręcznie,
a rozmowa toczyła się łatwo. Widziałem jak Ava naprawdę otworzyła się i
zrelaksowała co uczyniło posiłek jeszcze lepszym. Pod koniec kolacji zapłaciłem
rachunek, ignorując odmowę Avy bym płacił za wszystko, i wyszliśmy z
restauracji.
„Masz może ochotę na spacer, zanim cię
odwiozę?” dochodziła 21:30, robiło się dość ciemno, jednak była to miła noc,
przyjemna pogoda i bezchmurne niebo. Kiwnęła głową, zaprowadziłem ją do parku,
który znajdował się po drugiej stronie ulicy. Usiedliśmy na trawie w centrum
parku, przyciągnąłem ją do siebie i objąłem prawym ramieniem.
„Boże, jesteś lodowata! Masz, weź to” powiedziałem,
ściągając swoja marynarkę i podając jej.
„Nie Harry, nie mogę. Przeziębisz się”
Odmówiła.
„Nie naprawdę. Chcę, żebyś to ubrała, nie
przyjmuję odmowy!”
Niechętnie wciągnęła marynarkę, zakrywając
jej drobne ramiona. Wróciłem do poprzedniej pozycji, ale na leżąco więc
patrzyliśmy w gwiazdy.
„Powiedz mi o swoich marzeniach” losowo
stwierdziła Ava jednocześnie wpatrując się w niebo.
„Hę?” zmarszczyłem brwi lekko zakłopotany.
„Chcę znać twoje marzenia. Kim chciałeś być
kiedy byłeś małym dzieckiem, czy dalej masz takie samo?” Powiedziała wciąż
patrząc w niebo.
„W porządku” podniosłem się, wyciągając
rękę z pod niej i oparłem się na łokciu.
„Kiedyś chciałem być piosenkarzem. Nie dla
sławy czy coś w tym stylu.. tylko dla muzyki. Kiedyś pisałem piosenki, kiedy
miałem chyba 14 czy 15 lat, to były śmieci, ale to był jedyny sposób bym mógł spróbować
i wyrazić moją miłość do muzyki. Myślę, że dalej chciałabym by to się spełniło,
ale czasami marzenia to tylko fantazje i są nierealne. Moja przyszłość nie
będzie tak ekscytująca” przyznałem.
„Przyszłość należy do tych, którzy wierzą w
piękno swoich marzeń. Eleanor Roosevelt." zacytowała.
Siedzieliśmy w milczeniu przez chwilę,
dopóki i jak nie odezwałem się „więc ty też powiedz mi o swoich marzeniach.”
W tym momencie i ona oparła się na łokciu,
obracając się twarzą do mnie.
„Wiem, że to głupie i prawdopodobnie
będziesz się ze mnie śmiał, ponieważ moje są bardziej nierealne niż twoje,
ale.. zawsze chciałam być aktorką. Wiem, że jestem zbyt nieśmiała, ale jest coś
takiego w dramatach, sposób w jaki to działa, jak są przedstawiane. Wszystko z
tym związane. Jako dziecko, kiedy oglądałam programy, ja nie tylko oglądałam
je, ale myślałam o tym co aktorzy mówili. Spędzałam całe noce myśląc o tym, dlaczego
wybrali takie słowa i opracowywałam swoje własne teorie oraz sposoby, w których
fabuła może się zmienić, To będzie jednak tylko moim marzeniem, które nigdy się
nie spełni.”
Siedziałem chwile w ciszy analizując jej wypowiedź;
wydawała się tak zaabsorbowana tym co mówiła,
jakby miała na myśli każde słowo.
„Dlaczego to nie może stać się
rzeczywistością jednak? Wydajesz się taka opanowana przez myśl o całej
koncepcji dramatu; masz tą determinację, której ja nie mam z moim śpiewem, więc
dlaczego nie działaś w tą stronę?”
„Moi rodzice w zasadzie, oni zawsze mówili mi,
że to głupi pomysł, że nie dostane się nigdzie więc zrezygnowałam. A nawet
jakbym próbowała, pchali mnie na kurs języka angielskiego na uniwersytecie i
teraz to nie ma sensu, nikt nie da mi szans bez kwalifikacji w dramacie.
Nieważne, to jest zbyt przygnębiające” powiedziała dość zasmucona, zmieniając
rozmowę na końcu.
Zostaliśmy tam przez kolejne pół godziny,
po prosu obserwując gwiazdy i ogólnie rozmawiając. Postanowiłem odwieźć ją do
domu bo zrobiło się ciemno. Podszedłem do jej drzwi, gdy dotarliśmy na miejsce.
„Dziękuję Harry, dzisiejszy wieczór był
wspaniały”
„Żaden problem wspaniała, to była wielka
przyjemność” zarumieniła się poraz kolejny przez mój
komplement, sprawiając
jakby moja wypowiedź nie była prawdziwa lekko wyśmiewając ja, ale zaniedbałem
to nie chcąc popsuć naszego spotkania kłótnią. Raz gdy miałem rację, ale nie
chciała się
zgodzić.
„Więc dobranoc Harry” powiedziała, całując
mój policzek wchodząc do domu i lekko machając ręką.
Stałem tam oniemiały jej szybkiego
odejścia. Dobrze więc dostałem chociaż całusa w policzek prawda? Rozumiałem
czemu ona to zrobiła, nie była przecież bezczelnym typem, najprawdopodobniej to
ja musiałem zrobić ten pierwszy krok w każdym razie.
Wróciłem do domu. Zmęczenie spłynęło po
mnie po przekroczeniu progu. Kładąc klucze gdzieś z boku poszedłem na górę, rozbierając
się i kładąc na łóżko. Sen opanował moje ciało prawie natychmiast.
_
*martensy. (x)
*smoky eye. (x)
jest świetne ;)
OdpowiedzUsuń